"Zastanów się, co
robisz" – myślę sobie. – "Nie jesteś urodzonym
zwycięzcą challenge'y,
wrażenie potrafi na tobie zrobić już nieco większa ilość
zwykłej kajenki,
a tu patrz, to przecież Carolina
Reaper". Pikle z Carolina Reaper. Papryki, której susz
chodzi po cenie
bliskiej ceny srebra i ma ostrość
standardowego gazu pieprzowego. Rekordzistki
Guinnessa w dziedzinie ostrości, jakby ktoś nie wiedział. To
już naprawdę nie przelewki.
Już w ubiegłym (a może
i jeszcze ubiegłym...) roku czasem mignęła mi na Allegro.pl oferta
pikli z tej papryki od użytkownika szwejk6,
zachęcająca tym bardziej ze względu na relatywnie przystępną
cenę 12 zł za cztery takie jagódki-przyjemniaczki, przypomnę, że
przy tym przetworzone (kto na tę cenę kręci nosem, niech poszuka
Carolina Reaper i innych superhotów w Makro... ale nie o tym teraz).
Atrakcyjna wydała mi się również obecność w zalewie całej
palety przypraw zwanych pieprzami, od standardowego pieprzu czarnego
aż po wyborny pieprz
syczuański – ów spokrewniony z cytrusami "pieprz, który
nie jest pieprzem"...
Gdy zatem wyjąłem
przesyłkę z paczkomatu, miałem spore oczekiwania względem
produktu. I słusznie. Producent nie na darmo zapewnia, że "za
sprawą fajnej zalewy" niebywała ostrość papryczek staje się
"bardziej zjadliwa" niż w wypadku świeżych owoców,
słowem, nic, tylko (aby nie za dużo) konsumować.
Nie powiem, że kąpiel w
fermentacyjnym occie jabłkowym szczególnie odostrzyła "żniwiarza".
Świeżemu istotnie nie dorównuje – ale to i tak ciągle
superhotowy poziom palenia. Jednak Carolina Reaper to nie
tylko najostrzejsza papryka świata – niejednokrotnie i przy
bardzo odmiennych okazjach (a dokładnie każda jest dobra!)
chwaliłem już na tym blogu jej smak.
Teraz dla niektórych
dawka łopatologii stosowanej: nie uważam Carolina Reaper za
najsmaczniejszego znanego mi superhota dlatego, że jest ostrzejszy
nawet od innych superhotów. Muszę rozmyślnie ująć rzecz
tautologicznie: to dla mnie najsmaczniejszy znany superhot, bo
jest dla mnie najsmaczniejszy (z całym dużym szacunkiem dla
Trinidad
Moruga Scorpion). Gdyby istniała inna, równie ostra, lecz mniej
smaczna papryka, i gdyby to z niej zrobić podobne pikle, pewnie nie
zdołałbym zjeść do obiadu całego owocu, wielkością zbliżonego
do piłeczki pingpongowej. W tym wypadku nie dość, że zdołałem,
to jestem z tego zadowolony nie tylko z racji zaspokojonej
ciekawości.
Lawa wulkaniczna o smaku
owocowym, właśnie tak: słodka i bardziej wyraziście owocowa niż
klasyczna łagodna bell pepper, lecz ciągle świetnie czuć,
że mowa o jagodzie papryki, a nie żadnym innym owocu. I zarazem to
ciągle lawa wulkaniczna, po prostu... po prostu Carolina Reaper!
Zatem jedna marynowana
papryczka jako mała przystawka do dość sutego obiadu. Cóż to
oznacza? Już po pierwszym kęsie łzy w oczach i pot na skroniach, a
jogurt grecki, choć zawsze smakuje wybornie, dopiero w takiej
sytuacji w pełni ukazuje swój wspaniały potencjał. Nawet zwykły
jogurt naturalny, a tym bardziej jogurt typu greckiego prosi się o
zastosowanie do rzeczy ostrych – przy czym właściwe dozowanie
ostrości nie oznacza tu wcale ostrości "optymalnej" czy
"w sam raz". Przepis na sukces to w tym wypadku przegięcie
pały i jazda po bandzie. Serio. Dobre do jogurtu – to
powinno być idiomatyczne określenie, oznaczające żywność z
piekła rodem.
Jakoś po drugim większym
kęsie papryki naszła mnie czkawka. Nieprawda, że czkawka przy
okazji jedzenia chili pojawia się, gdy zbliżamy się do kresu swej
wytrzymałości na ostrość. Nie musi pojawić się wcale, lecz może
też pojawić się o wiele wcześniej. W momencie, gdy doszedłem do
połowy papryczki, zdołała już przejść i nie powróciła przy
dalszej konsumpcji.
Obiad jadłem w niezbyt
szybkim, ale też wcale nie żółwim tempie. Co jakiś czas
zagryzałem go dość dużym skrawkiem papryki. Mimo, że wyśmienity
smak Reapera oraz dobrze zrobiona zalewa podwyższały próg
maksymalnej przyjemnej ostrości, to muszę przyznać, że i tak
momentami go przekroczyłem. Ów nadmiar ostrości nie był jednak w
żadnym razie drastycznie przykry.
Bardzo przyjemny poziom
ostrości osiągnąłem dosłownie po jednej minucie od skonsumowania
ostatniego kęsa papryki – był bardzo wysoki, lecz poniżej
wspomnianego progu. Akurat tuż poniżej. Super!
Palenie Carolina Reaper,
nawet marynowanej, potrafi być naprawdę totalne i
wszechogarniające. Jeszcze po piętnastu minutach odczuwałem
ostrość niczym po zjedzeniu cayenne czy przynajmniej papryki
czereśniowej – a odzywała się w okolicach ust nawet po niemal
godzinie. W żadnym razie jednak nie
utrudniała mi dobrego rozpoznania smaków potraw obiadowych –
wprost przeciwnie, nabierały one wyrazistości.
Każda chili, nie tylko
tak ekstremalna, to w jakiejś mierze – można powiedzieć –
legalny środek psychoaktywny. Sama ostrość, fałszywy alarm dla
receptorów TRPV1,
to wszak halucynacja bólowa. Nie dość tego, organizm tak pobudzony
generuje burzę
endorfinową, dzięki czemu po zjedzeniu taaaaaakiej papryczki
można doprawdy poczuć się rozradowanym. Nic nie przesadzam –
naprawdę po obiedzie cieszyłem się jak głupi!
I wreszcie – czapki z
głów przed kimś, kto tak potrafi zamarynować tę wściekliznę!
Szwejk6 całkowicie zasłużenie zbiera na Allegro same
entuzjastyczne oceny. Dla mnie taki posiłek, jak opisany, stanowi
już nie lada wyzwanie. Mimo to, bardzo zdecydowanie przeważyły
wrażenia przyjemne. W tym, co ważne, niezapomniana okazała się
nuta nieostra najostrzejszej papryki świata. "Kolejny raz"
– ktoś machnie ręką – "widać po prostu ta papryka ci
smakuje". Może tak. Ale kto inny podałby ją trochę gorzej –
a "trochę" robi różnicę.
Zatem zdecydowanie
polecam, fantastyczna robota! A przy tym nie tylko ostrość, lecz
również smak dobrze da się poznać bez konsumpcji całego ani
nawet połowy czy ćwiartki owocu na jedno posiedzenie. Na co dzień
wcale tak nie jadam.
https://allegro.pl/oferta/pickle-najostrzejszej-chili-carolina-reaper-210ml-7568257748
https://allegro.pl/oferta/pickle-najostrzejszej-chili-carolina-reaper-210ml-7568257748
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz