Ta dość młoda odmiana
nie jest rekordzistką ostrości. Ale ma swojego kopa – i do tego
świetny smak. Poza tym zachowuję do niej duży sentyment – należy
do grona paru kultywarów papryki habanero, które parę lat temu
zaczęły współtworzyć mą arcywspaniałą, pierwszą parapetową
"plantację".
Mowa o Black Stinger,
papryce uzyskanej kilkanaście lat temu w Hiszpanii przez Petera
Merle, mającej być mieszańcem habanero czekoladowej i kompletnie
nieznanej mi odmiany Clavo. Mająca swoją renomę niemiecka Chili
Food zapewnia na swej stronie internetowej, że Black Stinger w
pełni zasługuje na swą nazwę – "jej ostrość żądli".
Znajdujemy też informację, że papryka ta osiąga ponad 500 tys.
jednostek Scoville'a, choć inne – dość nieliczne – źródła,
z którymi się zapoznawałem, przedstawiają skromniejsze wyniki.
Różni ludzie potrafią też różnie oceniać jej ostrość
organoleptyczną, czyli realnie odczuwalną, nieraz wyraźnie
odmienną od ostrości chemicznej (tj. realnej zawartości kapsaicyny
i pozostałych kapsaicynoidów).
Odmiana ta została,
całkowicie zasłużenie, pochwalona przez Chili Food także za
wyśmienitą, zawsze przecież bardzo ważną nutę nieostrą – ten
"drobiazg", za sprawą którego mogę bez zająknięcia
zaraz po sobie wymienić wśród swych ulubionych papryk Cayenne i
Carolina Reaper.
Chili Food określa smak
Black Stinger jako "lekko orzechowy"; podobnie opisują go
zresztą inni autorzy. Sam doszukałem się w nim także akcentów
czekoladowych i bardzo wyraźnej, choć nie natrętnej słodkości.
(Bynajmniej nie tylko Fatalii, potrafiąca subtelnie dosłodzić cały
obfity obiad, sprawia, że moim zdaniem najpopularniejsza papryka
łagodna bardziej niż na zwyczajowe miano papryki słodkiej
zasługuje na nazywanie ją papryką półwytrawną.) Niewątpliwie
to smak, który podwyższa górną granicę przyjemnej ostrości –
w szczególności komuś, kto pochłania wielokrotnie więcej chili
niż "zwykły śmiertelnik", lecz mimo to absolutnie nie
spodziewa się zwycięstwa w konkursie na jedzenie ostrych papryk.
To papryka, która nie
należy jeszcze do ścisłego grona superhotów, lecz przynajmniej w
moim odbiorze prześciga o kilka długości przeciętną "marketową"
habanero. Posiada też wiele zalet jako roślina ozdobna – rośnie
do dużych rozmiarów, ma grube pędy i raczej dość ciemne,
intensywnie zielone i dorodne liście. Te walory dopełnia atrakcyjna
czekoladowa barwa owoców, których kolejną zaletą, pomijając
ostrość i smak, pozostaje relatywnie gruby miąższ.
Niestety, nie
zapamiętałem tej odmiany jako tak plennej, jak wynikałoby to z
internetowych pochwał – może jednak to wyłącznie powód dla
mnie do samokrytyki za nieudolną uprawę. Nie mam jednak nawet
cienia wątpliwości, że to ogromna szkoda, iż Black Stinger nie
zyskał większej popularności. Zdecydowanie na nią zasługuje.
Mocno polecam go tym, którzy nie posiali jeszcze chili, lecz
chcieliby to uczynić, a przy tym zaryzykować i posiać coś mniej
banalnego niż "jeden standardowy lajcik, jedna wypróbowana
nieco ostrzejsza odmiana i jeden sprawdzony superhot". Nie
powinni potem żałować!
Na koniec nieco o nazwie
omawianej odmiany. Może ona nieco skonfudować, bynajmniej
niekoniecznie przez skojarzenie z amerykańskimi pociskami
przeciwlotniczymi. Słowo stinger daje się przetłumaczyć z
angielskiego jako żądłówka czy też posiadacz żądła –
przyznam, że długo zastanawiałem się czy Black Stinger to czarna
osa, czy też czarny skorpion. Samo żądło to
wszak standardowo sting –
jednak, jak się doczytałem, nieraz również właśnie stinger.
A
zatem... po prostu czarne żądło! Mimo to, chyba trop z czarną osą
był właściwy i nasza papryka zawdzięcza pewnie swą nazwę bardzo
zresztą intrygującym owadom. Chodzi mianowicie o około ćwierć
tysiąca żyjących na różnych kontynentach os-samotnic z rodzajów
Pepsis i Hemipepsis,
po angielsku określanych mianem – zgaduj, zgadula! – tarantula
hawk. Osy te dorastają do 5 cm długości, składają jaja w
ciele tarantul, które paraliżują swym jadem, aby ich potomstwo
mogło pożywiać się ciałem unieruchomionego użądleniem czy
serią użądleń pająka. Larwy sprawiają wrażenie w upiorny
sposób roztropnych: dość długo nie dobierają się do żywotnych
organów żywiciela, tak by jak najpóźniej spowodować jego śmierć.
Również
dorosły owad potrafi zapewnić wiele atrakcji – żadna inna osa
nie żądli tak boleśnie. Ból zadawany przez te czarne osy osiąga
poziom 4.0 w skali
bólu Schmidta. Tarantula hawks ustępują
pod tym względem – przynajmniej w świecie błonkówek – jedynie mrówkom z rodzaju Paraponera,
znanym też jako mrówki-pociski (nie mylić z mrówkami ognistymi).
Bez
względu na to czy dobrze rozpoznałem pochodzenie nazwy Black
Stinger, czy też owa nazwa ma jednak jakiś inny rodowód, warto
chwilę poszperać w internecie i wydać kilka złotych na
odpowiednie nasiona.
--
Tworzenie treści na Ostrym blogu pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz