Parę razy obiła mi się
o uszy nazwa PanDemonic
– dopiero jednak w ostatnim czasie, dzięki uprzejmości kryjącej
się za nią osoby, miałem przyjemność pierwszy raz skosztować
sosów tej firmy z północno-zachodniego krańca Polski. W ofercie
ma ona produkty o bardzo różnym poziomie ostrości – tym razem
pokrótce omówię "Sos Późnego Lata", sosu w sam raz dla
tych, którzy "może" i lubią ostre, ale... Choć i nawet
dla tych, którzy lubią ostre bez "ale".
Oparty jest on o papryki,
których ostrości nie trzeba się wprawdzie domyślać, lecz lata
świetlne dzielą je od rekordów – takie jak chiltepin, cayenne i
tabasco. Towarzystwo jabłka, marchwi, wyraźnie wyczuwalnych i
zapewniających bardzo zachęcającą orientalną nutę przypraw
aromatycznych oraz paru innych składników zapewnia unikalną,
świetnie zbalansowaną, zapamiętywalną kompozycję smakową –
przy czym smak da się odgadnąć za sprawą fantastycznego zapachu.
Tego po prostu trzeba spróbować. I to naprawdę trzeba.
Nie powiem, że dawno nie
jadłem nic aż tak dobrego. Ale nie powiem tak tylko dlatego, że
średni poziom niszy pikantnych i ostrych sosów rzemieślniczych w
Polsce trudno dostatecznie nachwalić. Dość, że tak dobrych rzeczy
jadłem w ostatnim czasie bardzo niewiele. To gładki, bardzo
jednolity, dość gęsty i wyraźnie, lecz nie natrętnie słodki
sosik, o dość dużej dozie uniwersalności, choć osobiście
preferuję go do kanapek i sałatek.
To nie żaden killer na
superhotach. Przeciwnie, to lekki sos pikantny – choć może już
nie tak lekki dla świętych tradycyjnych polskich podniebień,
preferujących nieraz rzeczy obrzydliwie mdłe. Ten poziom ostrości
przywodzi mi poza tym wspomnienie pewnej imprezy ostrożerców, na
której – opowiadałem to już na tym blogu – zaraz po
spróbowaniu największych lajcików dopadła mnie obawa, że odpadnę
gdzieś w rejestrach cayenne, choć ostatecznie z przyjemnością
dotarłem do superhotów.
Słowem – jadło się
rzeczy o ileś poziomów ostrzejsze, lecz nie znaczy to, że ukłucie
"Sosu Późnego Lata" jest niewyczuwalne. Nie powinien
powalić on na glebę nawet początkującego ostrożercy, lecz dzieli
go przepaść od wielu dostępnych w marketach "piekielnie
ostrych" pozycji, w których ostrości pozostaje jedynie się
domyślać. To może pazurek, a nie pazur – ale pazurek doskonale
wyczuwalny.
Bliskie ideału. Poza tym, że znika błyskawicznie.
--
Tworzenie treści na Ostrym blogu pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz