Dziś porządki na
parapecie i balkonie. Przesadziłem topinambur, kiełkujący od
trzech tygodni, przepikowałem również pomidory – pozostaje
tajemnicą, która to konkretnie z kilkudziesięciu odmian pomidorów
rosyjskich. Wreszcie, co stanowiło gwóźdź programu, po tym,
jak wczoraj (z zachowaniem zasad bezpieczeństwa i dystansu
społecznego) wydałem nadmiarowe papryki, umieściłem w końcu
pozostałe 10 roślin – po
jednej każdej odmiany – w nowych doniczkach, stanowiących ich
ostateczną destynację.
Nie tylko miło jest się
przekonać, że pielęgnowane rośliny mają bez wyjątku solidny
system korzeniowy. Wykonując te "niepotrzebne" czynności
w czasie nagłego ograniczenia kontaktów społecznych i
doskwierającej izolacji nie sposób nie pomyśleć, jak to dobrze,
że posiada się upodobania i hobby. Teraz ostrzej niż zazwyczaj
widać, jak po prostu patologiczna jest żabia perspektywa
wyrobnictwa i rutyniarstwa, każąca ograniczyć horyzont
zainteresowań do bardziej-praktycznych-kwestii.
I
przy okazji przychodzą do głowy różne pomysły. Niedawno
przypadkiem dowiedziałem się, że istnieje ozdobny kultywar papryki
rocznej, zwany Count
Dracula. Nie tylko Vlad Ţepeş
jest zasadnym powodem, aby niejeden człowiek uznawał za obciachowe
wywodzenie swego rodowodu od dawnych klas i warstw wyższych – a
niezależnie od tego mam nadzieję, że żeńska część mego grona
czytelniczego nie obrazi się, gdy przypomnę inną budzącą grozę
postać...
Ponieważ
jednak dwie słynne z ostrości papryki łatwo przywodzą na myśl
imiona żeńskie, aż dziw, że – przynajmniej wedle mojej
najlepszej wiedzy – żaden z rozlicznych kultywarów papryk ostrych
nie zyskał jeszcze nazwy Erzsébet
Báthory.
Jeśli zatem ktoś szuka nazwy dla nowego kultywaru, może "ukraść"
mój pomysł i niech nie czuje się w związku z tym do niczego
zobowiązany/-a. Choć rzecz jasna przyjmę ewentualne podarunki z
wdzięczności – te małe, których się i tak nie spodziewam,
chętnie, a większe, których się tym bardziej nie spodziewam,
jeszcze chętniej.
I
choć przed chwilą mowa była o księżnej, to po głowie (doprawdy nie wiem, czemu) wciąż mi
chodzą ostatnie strofy wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego
"Wróci wiosna, baronowo"...
Czemu
dni wesołe nie są,
czemu
z oka płynie łza?
Cierpliwości,
baronesso,
jeszcze
miesiąc, jeszcze dwa,
a
powrócą nasze święta
(jak
najprędzej pragnąłbym),
szał
zmysłowy się rozpęta,
huknie
harfa: rym cym cym,
i
pochłonie przepych kanap
purpurowe
serca dwa.
W
górę uszy, ukochana,
TRULLA,
TRULLA, TRULLA LA.
--
Tworzenie treści na Ostrym blogu pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz