poniedziałek, 4 maja 2020

Kogoś pogięło!


Jakiś czas temu pisałem o wysokich cenach rynkowych superostrych chili, na przykładzie Carolina Reaper. Bywało, że nabycie jednostki masy tej papryki za tę samą jednostkę masy srebra oznaczało zarobek. Gdy popełniałem o tym tekst, nie miałem jednak bladego pojęcia na temat pewnego osobliwego fenomenu, o którym teraz.

Aji Charapita to pochodząca z Peru odmiana papryki habanero, zbliżona ostrością do Cayenne. Jej malutkie, zwykle żółte czy żółtopomarańczowe, rzadziej czerwone jagody ma cechować charakterystyczny cytrusowy smak, bardziej jednak znana jest z innych względów. Mianowicie: według paru artykułów w internecie, ma to być najdroższa chili na Ziemi – jej cena sięga około 25 tys. dolarów za kilogram.

Rzeczywiście, na ebay.com natknąłem się na aktualną ofertę sprzedaży 50 owoców za 230 dolarów. Także w Polsce ktoś sprzedaje te papryczki (wątpię, by miały one nawet 1 cm średnicy!) po 3,50 zł za sztukę. Legenda owego chili dla stukniętych snobów z wypchanym portfelem pryska jednak jak bańka mydlana, jeśli tylko chwilę się rozejrzeć i zrobić parominutowy, a nawet krótszy "trudny i skomplikowany risercz" z Google.

Wchodząc na Atlas Obscura, można przeczytać, że wystarczy pobyć trochę w Peru, aby Aji Charapita okazała się nieco mniej elitarna i ekskluzywna. Na dowolnym tradycyjnym rynku czy w supermarkecie można nabyć ją po przystępnej cenie. Nie stwarza też szczególnych trudności w uprawie – co przyznają nawet autorzy polskiej "atrakcyjnej" oferty, pisząc o zaskakującej plenności odmiany. "Gdyby te papryki rzeczywiście były warte tysiące dolarów – konkluduje Atlas Obscura – można by spodziewać się, że plantacje Aji Charapita rozprzestrzenią się nie tylko w Peru, lecz na całym świecie".

Pewien bloger-podróżnik udostępnił w swym wpisie sprzed czterech lat zdjęcie dwóch słoiczków marynowanych Aji Charapita, które przywiózł z Peru (i bardzo poniekąd sobie chwalił). Wyprodukowała je firma Rio Sisa – dokładnie ten produkt, z zawartością 250 g, jest dostępny w internecie za 8,50 franków szwajcarskich. Owe oferowane ćwierć kilo to z pewnością między innymi ocet i woda – ale i tak cena produktu nie ma nic wspólnego z mariażem astronomii i surrealizmu. Wprawdzie niezbyt duży słoik z tymi papryczkami w zalewie, firmy La Latina, jest dostępny za parę funtów brytyjskich.

Ale ci, którzy czują się nadludzką elitą, niech kupują jedną jagódkę z kapsaicyną za kilka złotych. Choć przyznam, że cała afera nieco mnie zaintrygowała. Po relatywnie przystępnej cenie dostępne są nasiona tej odmiany – choć pozostaje sprowadzić je z zagranicy. Wprawdzie warto byłoby w miarę możliwości zweryfikować rzetelność dostawców, ale to samo da się przecież powiedzieć o ofertach nasion dokładnie każdej odmiany papryki. Może tak w przyszłym roku...


--

Tworzenie treści na Ostrym blogu pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników. 

https://www.paypal.com/paypalme.ostryblog

2 komentarze:

  1. Tylko częściowo zgodzę się z artykułem, ponieważ spotkałem się nią i jednym hodowcą (który mnie papryczkami "zaraził") i też je hodował. Ceny są ogromne, ale suszu a nie owoców, że względu na to, że mimo bycia plennymi, są dużo bardziej wrażliwe i trudniejsze w utrzymaniu. Na kilogram suszu potrzeba zbiorów z minimum kilkuset krzaków, a one nie nadają się do zbierania mechanicznego, tylko ręczne wchodzi w grę. Podobnie jak to bywa z szafranem. Więc ilość "robocizny" przy jej hodowli winduje ceny suszu - a ceny owoców (raczej przy niewielkiej rzeczywistej sprzedaży - jak on twierdził, same owoce prawie w ogóle się nie sprzedają) są sztucznie napompowane na zasadzie wyczytania właśnie na Google ogólniku, przez co wielcy "biznesmeni" myślą, że sprzedają żywe złoto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, dziękuję za merytoryczny komentarz, zawsze miło mi taki widzieć na blogu. Warto jednak zerknąć np. na ceny suszonej borówki brusznicy, z pewnością niełatwej w zbiorze. Są bardzo wysokie, ale jednak nie są to ceny szafranu.

      Usuń