W
inauguracyjnym
wpisie blogowym pisałem, że ostra papryka jest dla niektórych
czymś dużo więcej niż tylko jeszcze jednym urozmaiceniem w
kuchni. Opracowywanie czy korekty przepisów kulinarnych, wyrób
przetworów, regularna wymiana doświadczeń, powstawanie więzi
towarzyskich... wielu ososom, współtworzącym grono czytelnicze
tego bloga, nie trzeba tłumaczyć, o czym piszę.
Nie
mogłoby być inaczej także, gdy mowa o uprawie tych szczególnych
roślin owocowych. Na poświęconych chili forach internetowych,
grupach facebookowych itp. raz po raz przewijają się zdjęcia
siewek z upraw amatorskich, w początkowej czy późniejszej fazie
wzrostu, zapytania o właściwą glebę, naświetlenie, podlewanie,
ochronę przed pasożytami itd., itp. Każda siewka, która
zmarnieje, to powód do żalu, wydatkowane na pielęgnację roślin
czas, środki finansowe i zajęte w tym celu miejsce to nieraz powód
– nawet ostrych – sporów z domownikami, nie podzielającymi tej
pasji bądź podzielającymi ją tylko w ograniczonym stopniu.
U
mnie też się zieleni – niestety, nie w szklarni, a na parapecie.
Bez growboxów,
na ograniczonej liczbie decymetrów kwadratowych, pewnie i ziemia
mogłaby być lepsza, stąd – szczególnie biorąc pod uwagę, że
dokonałem wysiewu w okolicach Sylwestra – mogę pozazdrościć
niektórym z tych, którzy pochwalili się w internecie swoimi
wynikami, wstawiając efektowne fotografie.
Ale
nie mam też chyba powodów do skrajnego niezadowolenia – siewki są
jako tako podrośnięte i mogę liczyć na jakieś zauważalne zbiory
w tym sezonie. Dopiero co szykuję się do przesadzania młodych
roślin – przy tej okazji chcę wykorzystać nieco internetowych
porad innych, choćby wybierając do nowych doniczek ziemię Kronen,
mającą odpowiedni odczyn, dodatek naturalnego nawozu i perlitu.
Moja uprawa tak czy siak pozostaje par excellence amatorska i z
pewnością nie dorówna efektami nawet niektórym innym amatorskim
uprawom parapetowym, konsekwentnie dążę jednak do uzyskania w tym
roku owoców dziesięciu odmian.
Pierwsza
z nich to Bahamian
Goat, której dotąd nie miałem okazji skosztować, lecz do
zasiania jej zachęcił mnie jakiś internetowy wpis, już nie
pamiętam, gdzie, mówiący o jej dobrym smaku i odlotowym wyglądzie
owoców. Kolejna to również nieznana mi dotąd z empirycznego
doświadczenia w kuchni Beni
Highlands – z gatunku Capsicum
chinense,
lecz znacznie mniej ostra niż większość innych habanero, podobno
mająca dobry smak i ładnie prezentująca się na dostępnych w
internecie fotografiach.
Zaryzykowałem, zakupując nasiona od zagranicznego dostawcy –
wszystkie pozostałe nasiona do najnowszego wysiewu nabyłem u
dostawców krajowych.
Nie
ma co jednak w zaparte iść w nieznane, stąd kolejny wybór to Bhut
Jolokia brzoskwiniowa – chyba nie muszę bliżej przedstawiać
tego superhota. Mniej niestety znanej innym ostrożercom, a ogromnie
przeze mnie cenionej odmianie Black Stinger poświęciłem już
oddzielny
wpis. Następny kultywar, obecna rekordzistka Guinnessa, czyli
oczywiście Carolina Reaper, jest bohaterką aż trzech – czy nawet
czterech – tekstów na tym blogu. Pierwszy z nich to przede
wszystkim streszczenie umieszczonego na Youtube wywiadu z jej twórcą,
Edem
Curriem. Kolejny traktuje o cenach rynkowych tej papryki, dającej
się porównać z cenami
wanilii czy srebra. W jeszcze następnym cytuję wspomnienia
śmiałków, którzy zdecydowali się zjeść naraz całą
taką papryczkę. Ostatni to recenzja
świetnej zresztą pasty na bazie najostrzejszej papryki świata.
Pomyśleć,
że jako piekielnie ostrą kiedyś odbierało się Cayenne
– choć jednak lata świetlne dzielą ją od najostrzejszych
papryk, to pozostaje piekielnie smaczna i to ona jest kolejną
odmianą, która trafiła na mój parapet. Lubię rzeczy
słodko-ostre, nie mogło zatem zabraknąć Fatalii,
tym razem w białym wariancie kolorystycznym (w ubiegłym orku hitem
była dla mnie piekielna marchewka – właśnie z Fatalii, choć
żółtą). Red
Savina, zdeklasowana królowa ostrości, kilkanaście lat temu
wypadła z Księgi Rekordów Guinnessa, lecz i tak prezentuje się
efektownie.
Papryka
tajska, w pomarańczowym wariancie barwnym, jest ostrzejsza od
Cayenne, lecz przy superhotach czy nawet typowych habanero absolutnie
nie poraża. Ale też jest pyszna i dobrze, że wzrasta. Dumnego
pięcia się w górę życzę również Trinidad
Moruga Scorpion, o którym jednak już pisałem i wobec tego dość
już teorii – wolę w tym wypadku praktykę.
Szkoda,
że nie zasiałem Congo Black, Apocalypse Scorpion czy Carolina
Cayenne – choć jednak pozostają kuszące, to parapet nie jest z
gumy.
To
dwudziesty tekst na tym blogu. Przy tej okazji dziękuję wszystkim,
którzy dotąd nawet w skromnej mierze mnie wsparli. W tym tygodniu
niemal dwukrotnie wzrosła liczba polubień profilu "Ostrego
bloga" na
Facebooku. Tych, którzy doceniają mój wysiłek, proszę
również, aby nie tylko polubili ten profil, lecz również polecili
go swym znajomym. Będę bardzo wdzięczny za dodanie bloga do
obserwowanych – wystarczy po zalogowaniu na Blogspocie kliknąć
odpowiedni przycisk na górze strony, tuż pod jej nazwą.
Mile
widziane są wreszcie komentarze pod moimi tekstami – choć
zdecydowałem się na sito moderacji, dobrze wiedząc, że
alternatywą pozostaje często zamiana panelu z komentarzami w ściek.
Kontynuuję
niniejsze przedsięwzięcie, chcąc nawet zintensyfikować "przerób",
w trudnym czasie pandemii COVID-19. Obecny kryzys dowodzi z jednej
strony niemal bajecznego rozwoju naukowo-technicznego naszego gatunku
– w imponującym tempie rozpracowano genom nowego koronawirusa oraz
rozpoznano białko, pozwalające mu wnikać do komórek ludzkich.
Szukając odpowiedniego leku i szczepionki, wprzęgnięto do pracy
będący oszałamiającym cudem techniki najszybszy komputer świata
– lecz mimo to co dzień statystyki nowych zmarłych we Włoszech,
w Iranie i innych krajach pozostają porażające. Strach wręcz
pomyśleć o skutkach rozprzestrzenienia się epidemii w syryjskim
Idlibie, Strefie Gazy, Donbasie czy innych rejonach świata,
dotkniętych już i bez tego potwornymi nieszczęściami.
Nieuchronnie
wiele rzeczy przestało działać – i choćby dlatego chcę, by
chociaż ten blog funkcjonował jak gdyby nigdy nic. W nadziei, że
ta koszmarna epidemia minie jak najszybciej.
Skądinąd,
kiełkujące rośliny pozostają symbolem nadziei.
#zostańwdomu
i konsumuj chili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz