czwartek, 5 marca 2020

Co z tym wasabi?



Czyste wasabi to w Polsce, można rzec, marzenie ściętej głowy. W większości dostępnych w powszechnej sprzedaży artykułów spożywczych, których stanowi składnik, jego zawartość oscyluje wokół 1%, a pamiętam z marketowej półki specyfik po astronomicznej cenie, którego niezmiernym atutem była zawartość... 0,04% wasabi (sic!). Co więcej, również zielona barwa past z wasabi, zazwyczaj złożonych głównie ze zwykłego chrzanu, to zazwyczaj dzieło... dodanej do takiego specjału brukselki czy brokuła.

Przyznaję, że sam dotąd nie miałem okazji spróbować nierozcieńczonego wasabi. Ta endemiczna roślina z rodziny kapustowatych, dawniej znana jako chrzan japoński, a obecnie jako wasabia japońska, należy do najtrudniejszych roślin uprawnych i co za tym idzie, mimo iż raz po raz jest chwalona za swe walory, nie jest bynajmniej szczególnie rozpowszechnionym warzywem.

Jakiś czas temu w sprzedaży internetowej pojawiło się w sprzedaży wasabi pochodzące z polskiej uprawy. Cena? Bagatelka, 1200 zł za kilogram. Można zatem liczyć, że susz kosztowałby około 12 tys. zł za kilogram – przy założeniu, że sprzedawca darowałby klientom koszty suszenia. Zatem to przyprawa kilkakrotnie droższa od wanilii, Carolina Reaper i... srebra.

Sosy chrzanowe z dodatkiem wasabi, dostępne na polskim rynku, potrafią być smaczne. Nie trzeba przy tym głowić się wiele nad ich opisem: to chrzan jak chrzan, tyle tylko, że nawet przy jednoprocentowym dodatku wyrazistszego odpowiednika używa się go wyraźnie (choć jeszcze wcale nie radykalnie) mniej niż "zwykłego", nawet wysokiej jakości chrzanu bez domieszki wasabi. Bądź co bądź, ze znanych mi opisów – których dotąd nie miałem możliwości empirycznie zweryfikować – wynikałoby, że wasabi to na dobrą sprawę taki chrzan ostrzejszy od habanero i... chyba prawdziwy diabeł, będący jeszcze kilkanaście lat temu, aż do momentu wprowadzenia do uprawy papryki Naga Jolokia, najostrzejszą przyprawą świata. Ale może tylko rozprzestrzeniam miejskie legendy...

Ostatnio trafiłem na produkt z chyba rekordową jak na polskie warunki zawartością wasabi – "aż" 3,5%. To wypuszczona na rynek przez Vitasia "Pasta z chrzanem wasabi", gdzie wśród pozostałych składników znajdujemy też – zero zdziwienia! – 75% świeżego chrzanu, a także 10% chrzanu suszonego. Aha, można powiedzieć, gdy tylko zapoznamy się z tymi składnikami, już okazuje się, że rzecz bardziej chrzanowa od zwykłego chrzanu, już jak 175% zwykłego chrzanu! Tymczasem wśród kolejnych składników znajdujemy nasiona gorczycy (wszak kolejnej przyprawy uzyskiwanej z roślin z rodziny kapustowatych) oraz olejek chrzanowy.

Daje radę, choć za tubkę z 43 gramami pasty trzeba zapłacić cztery złote bez jednego grosza. Pomijając bardzo wyraźny dodatek soli, to rzeczywiście bardzo wyrazisty, skondensowany chrzan – absolutnie nie rzuca o glebę, wciąż lata świetlne od czegoś ekstremalnego, jednak produkt ten użyty wraz z pastą na bazie Carolina Reaper potrafi subtelnie zmienić charakter ostrości potrawy. Innymi słowy: wprawdzie znaczną przesadą byłoby stwierdzenie, że owo dzieło Vitasii pali, potrafi już jednak sprawić, że pasta z superhota po zmieszaniu z nim pali w nieco inny sposób. W sumie warto było spróbować.

3,5% – albo 0,035 – słowem, sama ta arytmetyka wywołuje jednak uczucie niedosytu. Czy można liczyć na to, że owe "rekordowe" procenty stopniowo wzrosną także w Polsce do 5, 10, 20, 50 i wreszcie do 100, przy czym również ceny staną się z czasem bardziej przystępne, czy też pozostanie to marzeniem ściętej głowy?

--

Tworzenie treści na Ostrym blogu pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników. 

https://www.paypal.com/paypalme.ostryblog

1 komentarz:

  1. Kilka lat temu miałem przyjemność kosztować japońskiego wasabi. Niestety nie jestem w stanie odtworzyć jego nazwy, a tym bardziej składu. Podstawowa różnicą byla ostrość, zdecydowanie wyższa niż w jakimkolwiek kosztowanym w Polsce wydaniu. Zaskoczeniem była też konsystencja produktu i kolor. Był on ciut rzadszy i zdecydowanie bardziej jaskrawy, choć to ostatnie mogło być wynikiem sztucznego podkręcania, żeby się lepiej sprzedawało.

    OdpowiedzUsuń