Czyste wasabi
to w Polsce, można rzec, marzenie ściętej głowy. W większości
dostępnych w powszechnej sprzedaży artykułów spożywczych,
których stanowi składnik, jego zawartość oscyluje wokół 1%, a
pamiętam z marketowej półki specyfik po astronomicznej cenie,
którego niezmiernym atutem była zawartość... 0,04% wasabi (sic!).
Co więcej, również zielona barwa past z wasabi, zazwyczaj
złożonych głównie ze zwykłego chrzanu, to zazwyczaj dzieło...
dodanej do takiego specjału brukselki czy brokuła.
Przyznaję, że sam dotąd
nie miałem okazji spróbować nierozcieńczonego wasabi. Ta
endemiczna roślina z rodziny kapustowatych, dawniej znana jako
chrzan japoński, a obecnie jako wasabia japońska, należy do
najtrudniejszych roślin uprawnych i co za tym idzie, mimo iż raz po
raz jest chwalona za swe walory, nie jest bynajmniej szczególnie
rozpowszechnionym warzywem.
Jakiś czas temu w
sprzedaży internetowej pojawiło się w sprzedaży wasabi pochodzące
z polskiej uprawy. Cena? Bagatelka, 1200 zł za kilogram. Można
zatem liczyć, że susz kosztowałby około 12 tys. zł za kilogram –
przy założeniu, że sprzedawca darowałby klientom koszty suszenia.
Zatem to przyprawa kilkakrotnie droższa od wanilii,
Carolina Reaper i... srebra.
Sosy chrzanowe z
dodatkiem wasabi, dostępne na polskim rynku, potrafią być smaczne.
Nie trzeba przy tym głowić się wiele nad ich opisem: to chrzan jak
chrzan, tyle tylko, że nawet przy jednoprocentowym dodatku
wyrazistszego odpowiednika używa się go wyraźnie (choć jeszcze
wcale nie radykalnie) mniej niż "zwykłego", nawet
wysokiej jakości chrzanu bez domieszki wasabi. Bądź co bądź, ze
znanych mi opisów – których dotąd nie miałem możliwości
empirycznie zweryfikować – wynikałoby, że wasabi to na dobrą
sprawę taki chrzan ostrzejszy od habanero i... chyba prawdziwy
diabeł, będący jeszcze kilkanaście lat temu, aż do momentu
wprowadzenia do uprawy papryki Naga Jolokia, najostrzejszą przyprawą
świata. Ale może tylko rozprzestrzeniam miejskie legendy...
Ostatnio trafiłem na
produkt z chyba rekordową jak na polskie warunki zawartością
wasabi – "aż" 3,5%. To wypuszczona na rynek przez
Vitasia "Pasta z chrzanem wasabi", gdzie wśród
pozostałych składników znajdujemy też – zero zdziwienia! –
75% świeżego chrzanu, a także 10% chrzanu suszonego. Aha, można
powiedzieć, gdy tylko zapoznamy się z tymi składnikami, już
okazuje się, że rzecz bardziej chrzanowa od zwykłego chrzanu, już
jak 175% zwykłego chrzanu! Tymczasem wśród kolejnych składników
znajdujemy nasiona gorczycy (wszak kolejnej przyprawy uzyskiwanej z
roślin z rodziny kapustowatych) oraz olejek chrzanowy.
Daje radę, choć za tubkę z 43 gramami pasty trzeba zapłacić cztery złote bez jednego grosza. Pomijając bardzo wyraźny dodatek soli, to rzeczywiście bardzo wyrazisty, skondensowany chrzan – absolutnie nie rzuca o glebę, wciąż lata świetlne od czegoś ekstremalnego, jednak produkt ten użyty wraz z pastą na bazie Carolina Reaper potrafi subtelnie zmienić charakter ostrości potrawy. Innymi słowy: wprawdzie znaczną przesadą byłoby stwierdzenie, że owo dzieło Vitasii pali, potrafi już jednak sprawić, że pasta z superhota po zmieszaniu z nim pali w nieco inny sposób. W sumie warto było spróbować.
Daje radę, choć za tubkę z 43 gramami pasty trzeba zapłacić cztery złote bez jednego grosza. Pomijając bardzo wyraźny dodatek soli, to rzeczywiście bardzo wyrazisty, skondensowany chrzan – absolutnie nie rzuca o glebę, wciąż lata świetlne od czegoś ekstremalnego, jednak produkt ten użyty wraz z pastą na bazie Carolina Reaper potrafi subtelnie zmienić charakter ostrości potrawy. Innymi słowy: wprawdzie znaczną przesadą byłoby stwierdzenie, że owo dzieło Vitasii pali, potrafi już jednak sprawić, że pasta z superhota po zmieszaniu z nim pali w nieco inny sposób. W sumie warto było spróbować.
3,5% – albo 0,035 –
słowem, sama ta arytmetyka wywołuje jednak uczucie niedosytu. Czy
można liczyć na to, że owe "rekordowe" procenty
stopniowo wzrosną także w Polsce do 5, 10, 20, 50 i wreszcie do
100, przy czym również ceny staną się z czasem bardziej
przystępne, czy też pozostanie to marzeniem ściętej głowy?
--
Tworzenie treści na Ostrym blogu pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników.
Kilka lat temu miałem przyjemność kosztować japońskiego wasabi. Niestety nie jestem w stanie odtworzyć jego nazwy, a tym bardziej składu. Podstawowa różnicą byla ostrość, zdecydowanie wyższa niż w jakimkolwiek kosztowanym w Polsce wydaniu. Zaskoczeniem była też konsystencja produktu i kolor. Był on ciut rzadszy i zdecydowanie bardziej jaskrawy, choć to ostatnie mogło być wynikiem sztucznego podkręcania, żeby się lepiej sprzedawało.
OdpowiedzUsuń