"To trzeba mieć w
genach" – powiedzą niektórzy, patrząc na śmiałków
podejmujących z sukcesem kolejne wyzwania ostrości. "Kwestia
treningu i ukształtowania gustów przez otoczenie społeczne" –
odrzekną inni. W istocie w obydwu stwierdzeniach często kryje się
ziarno prawdy: część osób posiada szczególne predyspozycje do
spożywania ostrych potraw, jednak stały kontakt z pikantną kuchnią
– szczególnie od najmłodszych lat – może uczynić nawet
piekielne potrawy atrakcyjnymi dla osoby, która inaczej nigdy by po
nie nie sięgnęła.
Jak czytamy w
zamieszczonym przez Science Line artykule
z grudnia 2016 r., niektórzy ludzie rodzą się z mniejszą
liczbą receptorów, pozwalających wyczuć obecność kapsaicyny w
ustach i w gardle, wobec czego są na nią mniej wrażliwi i są w
stanie skonsumować większą dawkę pikanterii. To dlatego jedni nie
są w stanie, nawet po kilkuletnim treningu, zjeść całej papryczki
Carolina
Reaper, inni zaś zadziwiają otoczenie zdolnością do
konsumpcji iluś kolejnych owoców jeden po drugim. (Choćby dlatego
też, można dodać, ci
drudzy nie mają powodów do wywyższania się.)
Podobne receptory, jak te
w ustach i w gardle, znajdują się wszędzie tam, gdzie posiadamy
błony śluzowe. Oto dlaczego prawdziwie ostre pali dwa razy!
Stąd też na przykład gaz pieprzowy, wyrabiany przecież z chili i
zawdzięczający swe właściwości drażniące kapsaicynoidom,
powoduje bardzo silne, nieznośne podrażnienie oczu i przejściowo
oślepia. Także i w tym wypadku mowa jednak o znaczących różnicach
osobniczych pod względem wrażliwości na taki bodziec.
Science Line przypomina w
tym kontekście przykład Anandity Dutty Tamuli, która w 2009 r.
dała popis, nacierając oczy miąższem kolejnych owoców Naga
Jolokia – wówczas jeszcze notowanej w Księdze Rekordów Guinnessa
jako najostrzejsza papryka świata. Owa kobieta przeszła przez to
wyzwanie niemal jak gdyby nigdy nic – czego raczej nie umożliwiłyby
jej nawet najdłuższe ćwiczenia wytrzymałości. Mogło się to
natomiast udać osobie, pozbawionej niemal odpowiednich receptorów w
oczach.
"Tamuli nie jest
wyjątkiem" – czytamy w Science Line. – "Badania
bliźniąt przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu w
Helsinkach wykazały, że odczucie ostrości da się wyjaśnić w
18-58% uwarunkowaniami genetycznymi. Geny mogą też odpowiadać za
różnice w ilości kubków smakowych i powiązanych z nimi włókien
nerwowych w waszych ustach".
Jak mówi cytowany dalej
przez Science Line psycholog eksperymentalny John Prescott:
"Innymi słowy, ludzie mający inne nerwy trójdzielne inaczej
odczuwają poziom ostrości. To, co jest skrajnie bolesne dla jednej
osoby, może być o wiele mniej bolesne dla innej. To uwarunkowane
genetycznie". Co jednak bardzo ważne, dla Prescotta absolutnie
nie przekreśla to możliwości polubienia ostrej kuchni za sprawą
bodźców kulturowych czy społecznych – i to nawet w przypadku
osoby nie mającej szczególnych predyspozycji genetycznych do
jedzenia potraw z piekła rodem.
Osobiście powiem wręcz,
że indywidualny gust jest zawsze, przynajmniej w pewnej mierze,
także konstruktem społecznym. Tak jest w przypadku gustów
muzycznych czy literackich, lecz także w wypadku gustów
kulinarnych. Już choćby dlatego, że lubimy to, co mieliśmy okazję
polubić – a obecność czy nieobecność takiej okazji w
przemożnym stopniu zależy od naszego społecznego otoczenia. Kto
zaś uważa, że nigdy nie podaje się takim wpływom, ten tylko się
samooszukuje.
Podpowiem, czego
nauczyłem się w przypadku muzyki: jeśli dana płyta nie podchodzi
mi ani mnie nie intryguje, darowuję ją sobie. Jeśli jednak za
pierwszym razem mi nie podchodzi, ale mnie intryguje, daję jej
kolejną szansę – czy nawet kolejne szanse. Nic nie stoi na
przeszkodzie, aby analogicznie zachować się w kuchni. Jeśli zatem
ktoś nie może do końca przekonać się do ostrego, lecz taka
kuchnia wciąż go intryguje, może zanucić: Give capsaicin a
chance. I zagrać na tę nutę, najlepiej do skutku!
--
Tworzenie treści na Ostrym blogu pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz