Dobrze, może nie dla każdego znowu piekielnego. Słyszałem o takich, dla których satysfakcjonującą ostrość ma dopiero "Horda" na bazie Carolina Reaper. Najbardziej wytrzymali ostrożercy potrafią nieraz zadziwić.
Nie ma oczywiście nic złego nawet w tym, że ktoś nie wyobraża sobie życia bez challenge'ów (przynajmniej o ile nie wywyższa się nad innych z powodu swojej rzekomej czy rzeczywistej wyjątkowej odporności na większe dawki kapsaicyny). Sam jednak, choć nie pogardzę raz kiedyś świeżą czy marynowaną paprykową rekordzistką Guinnessa, w wypadku papryk preferuję ostrość na poziomie Red Savina czy Black Stinger – stąd w wypadku sosu bynajmniej nie narzekałem na "niewystarczającą" ostrość "Hordy" w wersji habanero. Przeciwnie, jej wyczuwalną ostrość uznaję za wyższą niż niejednego sosu nafaszerowanego superhotami.
Przy tym, choć to produkt spożywczy złożony w lwiej części z chili, to bardzo wyraźne – i ogromnie atrakcyjne – pozostają w nim nuty imbiru i kurkumy. Zarówno w smaku, jak i zapachu – który przy tym bez trudu pozwala rozpoznać, że ma się do czynienia z czymś kiszonym. Dzięki temu "Horda" zapewnia intensywne i dość złożone doznania, wreszcie – jej ostrość staje się przyjemniejsza.
Trzeba spróbować.
--
Tworzenie treści na Ostrym blogu pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz