Wielu chiliheadów lubi
wyzwania, sprawdzanie swoich możliwości, granicznych ilości
najostrzejszych
papryk czy ekstraktów,
jakie zdolni są jeszcze pochłonąć. I zasadniczo nie ma w tym nic
złego. Jeśli rzeczywiście jesteś w stanie zjeść na jedno
posiedzenie dziesięć dorodnych owoców Carolina
Reaper i masz ochotę się z nimi zmierzyć, to absolutnie tego
nie odradzam, a w sumie nawet mogę zachęcić.
Gorzej,
gdy ktoś wyróżniający się wytrzymałością na bardzo wysoką
czy ekstremalną ostrość zaczyna z tego powodu wywyższać się i
czuć się lepszy od innych. Trudno o coś bardziej infantylnego niż
takie przechwałki czy – na co natknąłem się niedawno –
heheszki z "leszczy" konsumujących jalapeño
czy cayenne.
Żałosne.
Pamiętam
pewną imprezę dla chiliheadów, której jednym z punktów był
konkurs jedzenia ostrych papryk. Poziom był naprawdę wysoki –
paru uczestników jakby nigdy nic wcinało kolejne superhoty, zanim
udało się wreszcie wyłonić laureata. Jednak śmiałek, który
zdecydował się wziąć udział w konkursie, a w efekcie zrezygnował
po skonsumowaniu papryki znacznie mniej ostrej od typowej habanero,
otrzymał od widowni takie same brawa jak pozostali.
Owo
spotkanie pamiętam jako bardzo udane, a wspomniany epizod miał dla
mnie niemały wpływ na jego ogólną ocenę. Na szczęście nie
dopisał żaden kretyn, który wychodziłby z tekstami typu "pozer,
a nie ostrożerca" – osoby, które tak się zachowują, zawsze
zasługują przynajmniej na mocne wybuczenie. Styl potrafi świadczyć
o człowieku, a tego rodzaju fochy mówią wiele o tym, jak dana
osoba najpewniej zachowa się także w wielu innych sytuacjach
życiowych. Warto o tym pamiętać.
--
Tworzenie treści na Ostrym blogu pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz