Gdy na rynku pojawia się ostra żywność na bazie jarzębiny, to właściwie z automatu budzi to moje szczególne zainteresowanie. W październiku 2020 r. dzięki mojemu autorskiemu sosowi jarzębinowemu otrzymałem wyróżnienie na I Zachodniopomorskim Zlocie Fanów Chili w Gryfinie (uzasadnienie: pogodzenie ostrości i smaku). Stąd kwestią czasu pozostawało, kiedy wypróbuję kolejny już przetwór od Kosa Chilli Sos – ich dżem jarzębinowy.
Jarzębina (jarząb pospolity) to specyficzne drzewo czy krzew owocowy z rodziny różowatych – bliską krewną jest aronia, tylko nieco dalszymi jabłoń, grusza, pigwa i pigwowiec. W większej ilości owoce (dla botanika owoce rzekome) w stanie surowym są lekko trujące – choć ktoś gdzieś w internecie chwalił się, że bezkarnie pochłania całą dorodną kiść. Pojedyncze mają bardzo wyraźną, silną kwaskowość i goryczkę, bardzo atrakcyjna jest jednak ich głęboka owocowość: jeden czy co najwyżej parę malutkich owocków potrafi orzeźwić jak dorodne, soczyste i smaczne jabłko.
Przetwory z jarzębiny robi się od niepamiętnych czasów. Zwykle jednak nie jest łączona z chili, a jeśli już – powstają raczej wyroby lekko czy słabo pikantne. Zdecydowanie nie pasuje to do KCS, mającej całkowicie zasłużoną renomę wytwórni killerów z Carolina Reaper i innymi superhotami w składzie. I nawet mimo to byłem nieco zaskoczony, stwierdzając, jak podrasowany jest ich dżem jarzębinowy. Zaraz po otwarciu słoika gwałtownie uderzył mnie w nozdrza stary, dobrze znajomy zapach superhotów, zajmujący całe pierwsze tło – choć z przyjemnym akompaniamentem owocowym. Zapewniam, że po powąchaniu tego dżemu z bliska każdy poza osobami wytrzymałymi na kapsaicynę odczuje murowany efekt tabaki.
Wrażenia zapachowe były całkowicie wystarczające, aby stwierdzić bez ryzyka błędu, że mam do czynienia z wyrobem wyraźnie ostrzejszym od recenzowanego tu wcześniej korzennego dżemu dyniowego, również od Kosy. Zrobiłem sobie jednak dwie kanapki z chleba razowego, które posmarowałem owym dżemem jarzębinowym jak "normalnym" dżemem.
Podobna próba z dżemem dyniowym nie była jeszcze dla mnie wyzwaniem. Tym razem jednak poprzeczka okazała się jak dla mnie naprawdę wysoka. Jeśli czyta to jakiś zwycięzca konkursu jedzenia ostrych papryk, zapewne znajdzie teraz powód do wesołości – ja jednak musiałem odpoczywać chwilę po każdym kęsie, następnie ów smakołyk "siadł" mi na żołądek, a w końcu po iluś godzinach doprawdy boleśnie spaliło mnie drugi raz (choć normalnie nawet rzeczy z dużą domieszką superhotów palą mnie tylko raz). Słowem, dwie kanapki z dżemem okazały się dla mnie największym ostrościowym wyzwaniem od dawna.
Ważne jednak, że nie przyćmiło to głębokiej owocowości jarzębiny – bez względu na naprawdę wysoką ostrość ten produkt pozostaje po prostu smacznym dżemem owocowym, z całym tego dobrodziejstwem inwentarza. Choć pasuje do różnych potraw, potraktowany jak specyficzny, dość rzadki ostry sos. (Rada dla tych, dla których okaże się za ostry: każdy czy prawie każdy przyzwoitej jakości przetwór z jarzębiny dobrze sprawdzi się zmieszany z musem jabłkowym, właściwie w dowolnych proporcjach.)
Niestety, z powodu dodatku żelatyny wieprzowej produkt jest nieodpowiedni dla wegan i wegetarian.
https://allegro.pl/oferta/kosa-chilli-dzem-jarzebina-13306009889
Grafika wykorzystana za zgodą producenta.
_ _ _
Tworzenie treści na "Ostrym blogu" pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników: https://www.paypal.com/paypalme.ostryblog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz