środa, 26 lipca 2023

Piekło jest puste, wszystkich diabłów zjadł wściekły pies

 


Co to takiego? Ma dające jasno się określić mankamenty (które zresztą z czasem zdają się być coraz bardziej błahe), ale i tak daje wiele powodów do zadowolenia? No jasne, że jeden z relatywnie najlepiej rozpoznawalnych sosów ekstremalnych na świecie, a zatem klasyczny „Mad Dog 357”, produkowany od lat przez amerykańską Ashley Food Co.

Ten sos ma przede wszystkim palić – zapewnić niemiłosierną jazdę po bandzie. Ci, którym wydaje się, że są wytrzymali na kapsaicynę, gdyż tyle razy zajadali się już sosami nafaszerowanymi Carolina Reaper, mogą tym razem zdrowo – albo i nieco niezdrowo – się przeliczyć. Tego poziomu palenia – przy nieco większej dawce już po prostu bólowego – chyba po prostu nie da się osiągnąć w sosie bez zawartości ekstraktu.

Do ostrości tego sosu nawiązuje sama nazwa – „Mad Dog 357” – w badaniach laboratoryjnych określono jej poziom: 357 tys. jednostek Scoville'a. Można sprzeczać się, odkąd zaczynają się sosy ekstremalne – często jednak przyjmuje się pułap 100 tys. jednostek Scoville'a, a zatem niecałe 30% ostrości klasycznego „wściekłego psa”.

Smak nie jest idealny. Pozostaje zawsze w tle, żeby nie powiedzieć: za ścianą potężnej ostrości. Nie jest też tak dobrze zbalansowany jak w mniej ostrym „Mad Dogu 357 Ghost”. Szczególnie z początku wydawał mi się zbyt rozmyty i niewyraźny, mankamentem może być też nadmierna goryczka, a nawet – wprawdzie nie tak silne – pewne wrażenie syntetyczności. Wreszcie przynajmniej nieraz wyczuwalny potrafi być „popiołowy” posmak ekstraktu.

Nie chcę jednak tych wad demonizować – po moim opisie sprawy zapewne zdają się mieć gorzej niż mają się w rzeczywistości. Balans między typową dla sosów ze Stanów octowością (która w tym wypadku o dziwo nie odstręcza) a zaznaczającymi się przyprawami aromatycznymi, choć nie idealny (co w ogóle jest idealne?), w znacznej mierze wspomniane wady kompensuje. W naprawdę ciekawej recenzji wideo, opublikowanej parę miesięcy temu, Wojownicy Ostrości zdefiniowali kompozycję smakową klasycznego „Mad Doga” jako (plus minus) gorzki piernik. Może nie podkreślałbym tak mocno jak oni paprykowości owego sosu, warto jednak wspomnieć, że w różnych edycjach „Mad Doga” obecna w składzie (obok habanero) jest Cayenne – bądź co bądź, jedna z najsmaczniejszych papryk. Z pewnością dobrze wpływa na ten sos także obecny w składzie sok trzcinowy w proszku.

Słowem, można nieco ponarzekać, ale i tak w sumie to dość smaczny sos – nie jest tylko „nabijaczem skowili” (choć w tej roli sprawdza się znakomicie).

Zapach nie zwrócił raczej mojej szczególnej uwagi – ale też nie mogę powiedzieć o nim niczego jednoznacznie złego. Mocno za to pochwalę konsystencję zgęstniałej, krzepnącej krwi – poza wszystkim umiarkowana płynność i duża lepkość ułatwia wydzielanie małych dawek.

Klasyczny „wściekły pies” to przy tym, że „ukradnę” określenie recenzentom muzycznym, grower – sprawca przysłowiowego apetytu wzrastającego w miarę jedzenia. Właściwie z każdym kolejnym użyciem MD357 przynajmniej ja jestem coraz bardziej zadowolony z nabytku. Po prostu fantastycznie sprawdza się szczególnie do kanapek – po maleńkiej kropelce na każdą.

Dość oczywisty wydaje mi się kolejny sposób wykorzystania owego sosu. Mianowicie sosy ekstremalne, podobnie jak sosy sojowe czy sosy rybne, lubią kończyć jako składniki innych sosów. Kojarzycie ten keczup Kotlina, naprawdę smaczny, ale nie wiadomo, jakim prawem zwący się z piekła rodem? Po podrasowaniu nie tak dużą ilością sosidła zza oceanu wreszcie zaczął zasługiwać na swoją nazwę! (Nie próbowałem tego samego z keczupem Roleskiego i innymi „superpikantnymi” keczupami, ale też na pewno bardzo dobrze da radę – i to nie tylko ostrościowo.)

Niektórych może przerażać cena – w sklepie internetowym bedziepieklo.pl to w tej chwili około 70 zł za butelkę 148 ml. Jednak w przeliczeniu na przysłowiową jednostkę Scoville'a w litrze zupy ta cena okazuje się przystępna – na pewno bardziej przystępna niż cena mniej smacznych i kiepsko podrasowanych produktów z marketu.

Wytwory Ashley Food Co. naprawdę mnie zaintrygowały – jeśli nie przytrafi mi się wkrótce żadna katastrofa, to zapewne wypróbuję kolejnych wariantów „wściekłego psa”, zarówno przerażających podaną (w co najmniej jednym wypadku siedmiocyfrową) skalą Scoville'a edycji kolekcjonerskich z nabojem, jak i pozycji relatywnie bardziej lajtowych. Dotąd wypróbowałem dwa spośród dostępnych sosów – i obydwa polecam. Jeśli przy tym zależy Wam przede wszystkim na smaku (przy przyzwoitej, już bardzo wyrazistej ostrości), wskazałbym wśród dotąd poznanych na „Mad Dog 357 Ghost”. Jeśli jednak chcecie przede wszystkim killera, przy którym bledną inne killery, to wówczas jak najmocniej rekomenduję właśnie recenzowany sosik.




_ _ _

Tworzenie treści na "Ostrym blogu" pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników: https://www.paypal.com/paypalme.ostryblog

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz