Jakoś omijały mnie dotychczas sosy z serii „Mad Dog 357” amerykańskiej Ashley Food Co. Już patrząc na same listy składników, czułem się mocno zniechęcony – pochodzące również ze Stanów Zjednoczonych, sosy takie jak choćby Tabasco, Louisiana czy Red Hot (wiem, inna „liga ostrościowa”... ale nie o tym teraz piszę) w żadnym razie nie są jednoznacznie kiepskimi sosami, lecz ich zdrowo przegięta octowość nie pozwala również na jakikolwiek zachwyt. „Wściekłe psy” też są „doładowane” solidną dawką octu... okazuje się jednak, że tym razem, przynajmniej w przypadku wersji „Mad Dog 357 Ghost Pepper”, inne składniki „przykrywają” nieco ów – jak rzecze Wikipedia – organiczny związek chemiczny z grupy kwasów karboksylowych.
Wprost urzeka zapach sosu. Szkoda, że nie jest intensywniejszy – jednak dominująca korzenna nuta jest naprawdę cudowna i uwodzicielska. Dawno nie trafiłem na sos, który by aż tak dobrze pachniał. Wrażenie było ogromne – tym bardziej, że spodziewałem się mało atrakcyjnego, kapsaicynowo-octowego zmasowanego uderzenia w nozdrza. Nic z tego – i całe szczęście.
Smak jest taki, jak podpowiada zapach – a zatem wiodąca pozostaje naprawdę przyjemna, nieco złożona nuta korzenna. Dobrze robi także wyczuwalna słodycz, pochodząca zapewne przede wszystkim od soku z trzciny cukrowej. Nie brakuje paprykowości – w składzie widnieje przecież „jolka”, habanero i cayenne (ta ostatnia to albo Carolina Cayenne, albo inny podobnie „podrasowany” wariant kajenki). Octowość? Tak, jest wyczuwalna, może trochę za mocno, ale nie jest tak natrętna jak w niejednym innym sosie ze Stanów.
A właśnie, co z ostrością? Jest bardzo wyrazista, ale po sosie z dodatkiem ekstraktu spodziewałem się potężniejszego uderzenia. Szczerze mówiąc, niektóre recenzowane tu wcześniej sosy, często niżej „wyceniane” pod względem „skowili”, zdołały bardziej mi dopiec. (To jednak z pewnością kwestia dość względna – znacie te rozmowy z kimś o tym, który sos jest ostrzejszy, gdy dochodzicie do przeciwstawnych wniosków?) Oczekiwałem większego killera, czegoś, co rzuci mną o glebę i sponiewiera – i może dlatego spotkał mnie pod tym względem lekki zawód... To naprawdę ostry sos, ale jednak nie tak ostry, jak myślałem. Bardzo miłe natomiast jest to, że swojej mocy nie ujawnia w pełni od razu, lecz dość powoli kulminuje.
Na osobną wzmiankę zasługuje bardzo atrakcyjna konsystencja gęstej cieczy czy zawiesiny.
Ogółem, to bardzo przyjemny, uniwersalny sos, w którym na szczególną pochwałę zasługuje balans między smakiem a ostrością. Trzeba będzie zapoznać się z innymi „wściekle psimi” pozycjami.
_ _ _
Tworzenie treści na "Ostrym blogu" pochłania mój czas, a nieraz również i środki. Będę wdzięczny za każde wsparcie ze strony Czytelniczek i Czytelników: https://www.paypal.com/paypalme.ostryblog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz